Trzeci mecz i trzecie zwycięstwo. Nysa tym razem nie dała szans Piławiance. W wyjściowej składzie doszło do roszad, a jeden z kłodzkich graczy mecz zakończył… w szpitalu.
W Piławie Górnej zawsze Nysie ciężko się grało, ostatnie dwa mecze na boisku Piławianki to bezbramkowe remisy. Ostatnia konfrontacja miała miejsce wiosną w sezonie 2016/17. Teraz podopieczni Krzysztofa Konowalczyka nie pozostawili złudzeń, komu należą się trzy punkty.
Jednak przed spotkaniem spory ból głowy miał szkoleniowiec Nysy. Z różnych powodów w kadrze zabrakło Łukasza Tracza, Konrada Sadlińskiego, na rozgrzewce urazu nabawił się Dawid Ciupider, dołączając do będących w niepełnej dyspozycji Dawida Siekańca i Jakuba Grędy.
A jeszcze w pierwszej boisko po jednym ze starć o górną piłkę musiał opuścić Paweł Cebulski i udać się karetka do szpitala. Na szczęście badania wykazały lekki wstrząs mózgu bez konieczności hospitalizacji.
Braki w żaden sposób nie były widoczne na boisku. Pierwsza połowa toczyła się pod dyktando przyjezdnych, którzy wygrali tę część meczu 3:0. – Udawało się realizować założenia trenera, graliśmy cierpliwie, dokładnie, co przełożyło się na tworzenie sytuacji – mówił Paweł Milewski. Wynik otworzył Mikołaj Bromboszcz, drugi gol był autorstwa Kamila Jelonkowskiego, a na 3:0 trafił Paweł Skowron. Dla defensora było to pierwsze trafienie w barwach Nysy.
Wysokie prowadzenie uśpiło Nysę, bo po zmianie stron niemająca nic do stracenia Piławianka zaatakowała wyżej i zagrała agresywniej. I po błędzie defensywy w 51. minucie udało się gospodarzom strzelić gola. – Gra była szarpana, dużo niewymuszonych błędów, fauli, ale na szczęście udało nam się strzelić na 4:1 i zabić mecz — dodał pomocnik Nysy.
Kłodzczanie odpowiedzieli w najlepszy możliwy sposób. W 73. minucie, po akcji Grędy, bramkarza pokonał Mateusz Gnojnicki. MKS już wcześniej mógł zamknąć mecz, ale sytuacji sam na sam z bramkarzem nie wykorzystał Bromboszcz. Wynik na 5:1 ustalił w 90. minucie Tomasz Kubies.